Latka lecą, starzejemy się a świetnośc niektórych projektów przemija. Tak niestety sprawa przedstawia się na chwilę obecną w przypadku Assemblage 23. Nie przesadzę, gdy użyję określenia, iż byłam przerażona po przesłuchaniu najnowszego wydawnictwa, o tytule "Meta". Jest to bowiem dla mnie płyta, która jest niestety gwoździem do trumny kariery Toma, założyciela i jedynego członka A23. Coś w pewnym momencie chyba pękło, lub nie do końca już twórca ma świadomość drogi, którą podąża w muzyce. Utwory, choć nie beznadziejne, przechodzą bez echa, a wszystko absolutnie wszystko juz było i w zasadzie trudno stwierdzić po dwukrotnym przesłuchaniu, którego wydawnictwa z ostatnich lat Assemblage się właściwie słucha.
Płytę otwiera "Decades V2", które nie zapowiada jeszcze nic złego. Futurepopowe, mocno bitowe granie w starym stylu okraszone zniekształconym w brzydki sposób wokalem wprowadza nas w dźwięki nadające się do tego by potańczyć, ale jednak nie porywa, ani nie powala, a wszelkie zastosowane urozmaicenia, przejścia i zmiany tempa tylko denerwują. Brzęczący "Raw", pełen motorycznych dźwięków i znów brzydko przesterowanego wokalu kompletnie wytrąca mnie z równowagi i gdy próbuję się ratować kolejnym, czuję się jakbym trafiła na środek parkietu w rytm natarczywego "umc, umc". Daję jeszcze szansę... "Ghost", nieco w starym stylu, wcale nienajgorszy, ale znów denerwujący uderzeniami w tle, które są po prostu zbędne, przez co cały kawałek wydaje się zbytnio przekombinowany jak na mój gust, jednak do przyjęcia. Słucham dalej, może będzie lepiej... jednak kolejny kawałek to "Binary", który niejako promował płytę, przez co poznałam i nie zapałałam miłością do niego nieco wcześniej, za dużo w nim wysokich uderzeń, i galopującego bitu, przez co całośc zdaje się pędzić nie wiadomo gdzie na łeb na szyję. "Damaged" wcale nie poprawia mi samopoczucia, choć jest dobrym kawałkiem, jednak w ogólnym zestawieniu trudno mi się w niego wczuć. Zdecydowanie lepiej się go słucha "wyrwanego z kontekstu", co zresztą czasami czynię. "Madman's dream" powalił mnie na kolana bynajmniej nie pozytywnie, cały kawałek od samiutkiego poczatku kojarzy mi się z jakimś nieładnym żartem z lat 80tych w połączeniu z klubową łupanką. Gorzej, że własnie tak kojarzy mi się do samego końca... aż do nadejścia ewidentnie niezdecydowanego w stylu, utworka "Truth". Do teraz nie wiem do czego właściwie go przypiąć. Brzmi po prostu źle i nie da się ukryć, że jest nudny, choc podszyty lekko ebmowym rytmem i okraszony futurepopowym klimatem. "Crush" to kolejny niezdecydowany twór, choć można ze spokojem puścić go na imprezie, jednak coś mi się wydaje, że nieczęsto go usłyszymy.. Ostatni "Old" na dzień dobry pierwszymi uderzeniami perkusyjnymi skojarzył mi się z VNV Nation i trzeba przyznać, że zdziwiłam się do tego stopnia, iż już chwytałam za okładkę żeby się dowiedzieć, czy aby na pewno to A23. Nie musiałam jednak tracić tyle czasu juz wkrótce nie dało się pomylić tego z niczym. Ten ostatni, zamykający całość balladkowy kawałek, jest zdecydowanie dla mnie najlepszym na całej płycie, choć nie nadaje się na parkiet (chyba, że dla dwojga) i jak już miało to miejsce wczesniej, o wiele lepiej brzmi wyrwany z całości.
Najgorszą stroną tej płyty jest jej aranżacja. Lubię i cenię płyty za to jaki tworzą i utrzymują klimat. Wolę wydawnictwa które można słuchać od początku do końca wczuwając się w ich opowieść. To czyni owe płyty pełnymi artyzmu, obrazu i przekazu. I tego wszystkiego nie można powiedzieć o płycie "Meta". Zupełnie jakby płyta układana była w ciągu ostatnich paru dni przed jej wydaniem, na szybko i po to "żeby w ogóle była". Pojedyncze kwałki nawet można uznać za niezłe jednak w ogólnym zestawieniu tracą wiele, jeśli nie wszystko, w moich uszach.
Zdecydowanie nie polecam kupna tym, którzy nie są fanami Assemblage 23. Fani i tak ją kupią podchodząc bezkrytycznie... Lepiej wydać pieniądze na zdecydowanie lepsze wydawnictwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz