czwartek, 10 czerwca 2010

[2008] LADYTRON - "Velocifero"

Kwartecik z Wielkiej Brytanii, może pochwalić się czwartym studyjnym albumem, zdolnością trafiania w gusta fanów muzyki elektroniczej, kiczu lat 80-tych, electro-popu a nawet popu, a także niezmiennością i stabilnością muzycznego klimatu. Jednak nie może się pochwalić świeżością. I choć płyta „Velocifero” ma szansę spodobać się wszystkim miłośnikom jakichkolwiek elektronicznych brzmień, to jednak niczym nie zaskakuje i jak wszystko inne co jest „do wszystkiego” zdaje się być „do niczego”.

A wiec znów mamy do czynienia z kiczowatymi melodyjkami, pozbawionymi emocji wokalami Helen i Miry, pustym, nieskomplikowanym elektro clashowym czy, dla odmiany, popowym rytmem, który nie ciągnie ani na parkiet, ani w stronę łóżka.

Fenomen Ladytron polega na tym, że choć żadna płyta w ich dorobku nie była wybitna i chyba nigdy już taką nie będzie, to jednak może się spodobać każdemu, od fanów electroclash, electropop po synthpopowców i depeszowców. Fakt ten w ogóle nie dziwi, bo w ich płytach precyzyjnie wkalkulowano każdego fana elektroniki, bez względu na jego wiek i właśnie dlatego płyta zagości w odtwarzaczach niejednego nastolatka jak i dojrzałego konesera muzyki.

Nie można płycie „Velocifero” odmówić perełek, od początkowego „Black Cat”, które stanowczo odbiega od klimatu typowego dla Ladytron stając się niepokojącą i chłodną kompozycją pełną mroku i szorstkich dźwięków. Całości dopełnia niepokąjący, zimny głos Miry Arroyo, a dodatkowego klimatu dodaje zastosowany tu język bułgarski. I ten kawałek z powodzeniem mogę uznać za najlepszy na całej płycie. Gdy przerzucimy „depeszowskiego” Ghost, tonę słodkości i natrafimy na „Burning Up” nie będziemy mieli złudzeń, że do współpracy nad płytą zaangażowano i innych muzyków, w tym też członka Nine Inch Nails Alessandro Cortiniego, który zdecydowanie dodał tu i ówdzie niezłego „pazura” kompozycjom. Podobnego „pazura” i odświeżającego niskiego dźwięku dodano w „Predict The Day” – kolejnej perełce, która w całości kiczu i słodyczy jest jakże miłą, inspirującą odmianą godną złaknionych nowości uszu.

I tak, za sprawą kilku utworków, Ladytron ratuje twarz. I choć płyta jest nierówna, przesycona banałem i słodkimi wokalami Helen to jednak warto ją polecić choćby dla tych kilku perełek, które lśnią na tle reszty niczym gwiazdy w bezchmurną noc. Poza tym nie można odmówić „Velocifero” uniwersalności. Ta muzyka i te kompozycje trafią do każdego w ciemno, choć bardziej należałoby to przypisać dobrej kalkulacji wydawcy i współproducentów niż talentowi i pomysłowości muzyków.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz